Witajcie!
Tym razem zajmiemy się bestsellerem oraz trylogią "Pięćdziesiąt Twarzy Greya"
Zapraszam do czytania!
Nie ma chyba osoby na świecie (?) która nie słyszała o słynnym Panu Greyu i słodkiej, niewinnej Anastasii Steel. Ich historia rozpowszechniła się jak zaraza, oblewając cały świat i wręcz zmuszajac ludzi do przeczytania trylogii z czystej, piekielnej ciekawości.
Jak przystało na światowej klasy fenomen, historie Pana Greya doczekały się ekranizacji. Co prawda film jest już skończony i prawdopodobnie obrobiony, ale my bedziemy mieć zaszczyt obejrzeć go 14 lutego 2015, czyli w Walentynki.
Nie wiem czy jest odpowiedni film na walentynkową randkę; podejrzewam że połowa panów na sali poczułaby się urażona i zazdrosna o swoje kobiety wzdychajace do Boga Christiana (nie isntniejącego) Greya.
Odchodząc od tematu filmu (który obejrzę niebawem)
Skupmy się na książkach!
Poznajemy Christiana, bogatego, przystojnego, inteligentnego, uzdolnionego muzycznie i pod każdym innym względem nierealnie idealnego mężczyznę, który prowadzi swoją niezwykle dochodową firmę.
Niebawem poznajemy także Anę, skromną, nieśmiałą, niezdarną i niedoświadczoną młodą dziewczynę, która pojawia się w biurze Pana Grey, od razu przykuwając jego uwagę.
Tutaj juz widzimy pojawiający się wszędzie szablon: on niezwykły ona zwykła i na odwrót.
Jako fanka nieprzewidywalnych i nietuzinkowych książek, motyw ten pojawiający się w prawie każdej młodzieżowej książce czy też romansie jest tak oklepany, że aż oczy bolą od czytania tego. Ale ok, dałam szansę Panu Idealnemu i Pannie Steel. Uparcie czytałam (co prawda zajęło mi to bardzo długo, bo z roczną przerwą miedzy cześcią pierwszą a drugą i trzecią, które skończyłam dopiero niedawno)
Być może nie znam się na tego rodzaju literaturze: erotyki to nie mój świat, całe te "zabawki" Christiana były dla mnie mocno dziwne i nawet momentami chore, no ale świat już taki jest: chory i porąbany jak cholera. Przełknełam wiec ślinę i czytałam dalej i dalej aż w końcu skończyłam ostatnią kartkę ostatniej części trylogii, tj. "Nowe oblicze Greya".
Trylogia okrzyknięta książkami roku, fenomenem, bestsellerem na całym świecie, najlepsza historią miłosną nie zachwyciłam mnie ani trochę.
Szanuje w zupełności zdanie ludzi, którzy są nią oczarowani: po prostu mamy inny gust. Dla mnie "Pięćdziesiąt Twarzy Greya" było lekturą dla zaspokojenia ciekawości i odpowiedzi na pytanie: "Co światu się w tym podoba?" Trzeba jednakowoż przyznać, że czyta się ją nadzwyczaj lekko i przyjemnie, jak przystało na lekturę niezbyt wysokich lotów do jakich, niestety, uważam że zaliczają się historię Pana Greya.
Styl autorki nie jest idealny, ale nie musi być: w końcu był to jej literacki debiut, możemy jej to wybaczyć, kiedyś będzie lepiej, w końcu każdy z nas musi jakoś zacząć, a początki zawsze są ciężkie. Aczkolwiek odniosłam wrażenie, że autorka pogubiła się we własnej wizji, własnej historii i zagmatwała ją tworząc bałagan na równo przedrukowanych kartkach. Niestety, dla mnie historia nie zawierała w sobie wiele: były momenty ciekawe ale były także i te kompletnie denne i niepotrzebne.
Pierwszą część czytało się bardzo dobrze.
Drugą część gorzej.
Trzecią najgorzej.
Na przestrzeni wszystkich części możemy obserwować jak bardzo zmienia się nasz główny bohater, Christian. Pozwala Anie się dotykać, robi dla niej dużo rzeczy, jego stan psychiczny zdecydowanie się poprawia, co potwierdza jego psychiatra (!!) Jednakże pod względem psychologicznym widzimy jak bardzo pogubionym dzieckiem, chłopcem a teraz mężczyzna jest idealny Christian Grey. Zgłębiamy historię jego rodziny, wcześniejszego życia odkrywając Nowe Oblicze Greya , a to wszystko za sprawą miłości.
Reasumując: Trylogia
"Piećdziesiąt Twarzy Greya" nie jest złą książką jeśli lubimy tego typu
klimaty: ja ogólnie wychodzę z założenia, że nie ma złych książek, są
tylko takie, które nie przypadają do naszego gustu. Tak jest w tym
przypadku. Pomimo szału i ekscytacji, wbrew pozorom książka nie ma nam
za wiele do zaoferowania: seks, miłość, miłość, lekkie coś związanego z kryminałem, seks, trochę więcej miłości, łzy, seks. Tutaj
wszystko dzieje się szybko i mocno. Jeśli wiec jesteście fanami
erotyków, lubicie przesłodzoną do granic możliwości miłość i lubujecie
się w lekko przekoloryzowanych historiach, jestem prawie pewna że
pokochacie "Pięćdziesiąt Twarzy Greya".
Ja natomiast zostanę przy innych, realniejszych książkach, które idealnie wpasowują sie w mój gust.
Trylogia "Pięćdziesiąt Twarzy Greya" 5/10
-M
Ufff, a myślałam, że tylko ja mam takie odczucia :) Obecnie czytam 3 tom, ale ciężko mi idzie...Zabrałam się do lektury z tego samego powodu, co Pani, "wszyscy czytali, przeczytam i ja". Teraz zastanawiam się o co było tyle szumu. Każdy ma swój gust i to szanuje. Niemniej ja bym tej książki nie poleciła swoim znajomym.
OdpowiedzUsuńJa sięgnęłam po "Pięćdziesiąt twarzy Greya" bo koleżanka na każdej przerwie, lekcji wertowała jakąś książkę. Ja, zapalona czytelniczka od razu się zainteresowałam i sięgnęłam - ot tak, czytam dużo książek, które zobacze u znajomych.
OdpowiedzUsuńI według mnie, książka choć banalna to niesamowicie wciągająca, taka lekka, przyjemna, na oderwanie się od codzienności. Pod względem psychologicznym jest naprawdę ciekawa, choćby ze względu na przeżycia Chrisa. Większość czytelniczek książkę traktuje jako erotyk, a według mnie warto na nią spojrzeć z innej perspektywy.
Inną sprawą jest kwestia filmu. Są książki, które powinny zostać tylko na papierze i ta Trylogia zdecydowanie się do tej grupy zalicza.
Zgadzam się. Film będzie albo totalna porażką albo filmem roku.. Niestety wydaje mi się, że to pierwsze.. No cóż, zobaczymy :)
Usuń