Stronq główna

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazd do Stanów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyjazd do Stanów. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Wycieczka za Ocean, czyli American Dream, CZ. 3: 34 DNI DO WYJAZDU, PROCES WIZOWY I WIZYTA W AMBASADZIE USA

Witam wszystkich!

Nie było mnie tutaj od baaardzo długiego czasu i tak naprawdę nie mam na to dobrego usprawiedliwienia.. Pochłonęło mnie życie i wszelkiego rodzaju zmiany jakie nastąpiły.. Także, bez dalszych wstępów, wracam z serią "American Dream" by opowiedzieć dalej o swojej  już prawie Amerykańskiej przygodzie :)  

Przy okazji zapraszam do poprzednich postów: 











PROCES WIZOWY: 

Jak  to wszystko wygląda? Powiem Wam, że bardzo standardowo. W naszej aplikacji pojawia się wiadomość, że dostępna jest dla nas już zakładka "Wiza" (dostajemy także maila od pracownika biura ze wskazówkami jak wypełnić papiery) 

Najtrudniejszy jest formularz DS-160... To prawdziwa tragedia.. Mnóstwo pytań typu: "Czy jesteś lub byłaś terrorystą" albo "Czy ktoś z Twojej rodziny należy do grupy przestępczej?" Do wyboru mamy tylko odpowiedź TAK lub NIE i przez chwilę zastanawiałam się, czy był człowiek tak odważny, który przyznał się do bycia terrorystą, hahah :) 

DS-160 wypełniamy przez Internet. Koniecznością jest odpowiedzenie na wszystkie pytania w nim zawarte, a jest ich bardzo ale to bardzo dużo. 

Przykładowe informacje o które nas pytają: 
  • informacje o rodzicach 
  • wszelkie adresy w USA rodziny u której będziemy się zatrzymywać, lub po prosto miejsce naszego pobytu
  • zdjęcie (oczywiście idealne rozmiary 5x5, ciężko mi szło by je dodać online) 
  • standardowe informacje o nas (imiona, nazwisko, adresy..) 
  • informacje o osobach które będą w stanie potwierdzić podane o nas informacje (nie może to być bliska rodzina, także ja polecam podać znajomych) 
  • wspomniany wcześniej Security Check z zabójczymi pytaniami (czy zamierzasz być prostytutką na terenie USA?, Ależ oczywiście, że tak.. haha) 
Formularz DS-160 w tle :)


Po wypełnieniu tego formularza trzeba wpłacić 160$ na konto Ambasady i czekać, aż dostaniemy termin rozmowy z konsulem (oczywiście jest to w przypadku gdy ktoś pośredniczy w procesie wizowym, w moim przypadku biuro, które koordynuje cały wyjazd. Jak to odbywa się gdy robi to  osoba indywidualna, nie jestem w stanie powiedzieć) 

Wiza o którą się ubiegamy jest to J-1, czyli innymi słowy dla wszystkich tych, którzy jadą do USA by pracować i podróżować. 









WIZYTA W AMBASADZIE

Czy tak jak ja nasłuchaliście się tych strasznych mitów o Amerykańskiej Ambasadzie? Jakbym dostawała pieniążek od każdej osoby, która mi powiedziała, że nie dostanę wizy, argumentując to, że "to przecież USA!" byłabym bogata! 

Prawda jest taka, że wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż się tego spodziewałam: gdy tylko weszliśmy, przywitała nas kontrola jak na lotnisku (bramki wykrywające metal oraz koszyczki na nasze rzeczy). Do środka jednakże nie wolno było wnieść torebek ani plecaków, musiały być one zdeponowane w depozycie na przeciwko ambasady (również telefony były zabronione) 

Następnie sprawdzono nasze dokumenty i puszczono dalej do szklanego korytarza, gdzie po 10 osób wpuszczano do sekcji Wiz Nieimigracyjnych. Nie wiem jak to jest w Ambasadzie w Krakowie, ale w Warszawskiej, schodziło się schodkami na dół gdzie po prawej stronie widniał napis "Wizy Imigracyjne" a po lewej tłoczyła się nasza kolejka po "Nieimigracyjny" odpowiednik. 

Przywitała nas znów kontrola: tym razem formularza DS-160 oraz jednego dodatkowego potwierdzającego wpłatę pieniężną 160$ na ich konto i nasze informację (np: na jaki Camp jedziemy). Oprócz tego pracownicy sprawdzili paszport i nakleili naklejkę czy odbieramy go osobiście w podanym punkcie czy wysyłają go do nas kurierem (nie można odebrać go osobiście w Ambasadzie) 

Numerek i potwierdzenie przyznania wizy

I przychodzi czas na Rejestracje, gdzie dostajemy numerek (dosłownie jak na poczcie..) i zostajemy skierowani do okienka obok by oddać odciski palców (lewa dłoń, prawa i dwa kciuki) 

Poczekalnia na spotkanie z konsulem jest tuż obok. I jeśli tak jak ja, oczekujecie rozmowy w jakimś pokoju, ciepłego przywitania i podania dłoni, mylicie się. Rozmowa odbywa się przez okienko, które oddzielone jest od reszty sali niebieskimi parawanami. Na samej górze widnieją ekraniki na których wyświetlane są numery. Siadamy i czekamy na naszą kolej. Czas oczekiwania w moim przypadku był dość długi (ok. godziny) podczas gdy rozmowa trwała mniej wiecej 1,5 minuty. 







Ale jak wygląda taka rozmowa? 

Gdy nadejdzie nasza kolej podchodzimy do okienka, dajemy wszelkiego rodzaju papiery (paszport, legitymacje, DS-160 i inne) i z wielkim uśmiechem mówimy, "Hi, how are you?". Konsul sprawdzi nasze papiery po czym zada nam kilka pytań. Przykładowe z nich to: 
  • Gdzie jedziesz? 
  • Co będziesz robić w USA?
  • Co chcesz zwiedzać po obozie? 
  • Czy masz rodzinę w Stanach? 
  • Znasz swoje prawa i obowiązki na terenie USA? 
  • Jaką lubisz muzykę (w moim przypadku bo będę uczyć gry na gitarze) 
Po takiej dość krótkiej wymianie zdań wypowiada słowa: "Your visa is approved" co oznacza, że dostaliśmy wizę a nasz wniosek został pozytywnie rozpatrzony. Dostajemy karteczkę potwierdzającą po czym zostawiamy paszport by wdrukowali nam promesę wizową. 

Teraz następuje czas oczekiwania aż kurier dostarczy nam go do domu (24zł) lub aż odbierzemy go osobiście w wyznaczonym punkcie (opcja darmowa). Wydanie wizy trwa ok. 3-5 dni. 

W ambasadzie spędziłam około 2 godzin, czekając na swoją kolej i półtora minutową rozmowę :) 

Do wyjazdu zostało już tylko 34 dni. Dajcie znać czy chcecie więcej postów z przygotowań do niego :) Jeśli ktoś ma jakieś pytania, piszcie śmiało. A ja wszystkim polecam zapoznać się z programami na stronie Camp Leaders i zbierania funduszy na przyszłe wakacje :) 




wtorek, 27 października 2015

Wycieczka za ocean, czyli American Dream: CZ. 1 REKRUTACJA I PROGRAM

Jakiś czas temu pisałam o moich planach na najbliższe wakacje i mimo, że jest dość wcześnie (tak, wiem) już powoli wypełniam swoje papiery na wyjazd do Stanów Zjednoczonych na wakacyjny Camp by być wychowawcą kolonijnym amerykańskich dzieciaków. 


W internecie jest trochę opisów jak to wszystko się odbywa, ale korzystając z okazji, że mam bloga (co prawda książkowo-filmowego, ale pewnie mi wybaczycie) postanowiłam podzielić się swoją wiedzą i być może zachęcić kogoś do podjęcia decyzji o wyjeździe.







Program na który ja się zdecydowałam (a raczej firma pośrednicząca) to CAMP LEADERS (link to strony

Ich zadaniem jest płynne przeprowadzenie nas przez proces rekrutacyjny (w tym weryfikacje językową) oraz w późniejszym czasie załatwienie procedur związanych z wydaniem wizy J-1 (koszty ponosimy my, niestety) i finalnie znalezienie nam pracodawcy na terenie Stanów Zjednoczonych. 

Uczestnik może wybrać sobie, jak chciałby pracować. Ja akurat zdecydowałam się na Opiekuna kolonijnego (Camp Counselor). Inne możliwości to: 

  •  Support Stuff (czyli np: praca na kuchni, zmywanie na obozie, sprzątanie itd) 
  • Special Needs Counselor: Opieka nad osobami niepełnosprawnymi 
  • Resort (czyli praca np: w hotelu, restauracji)  


Warunkiem do trzech wymienionych prac jest Status Studenta, którego ja nie posiadam i nie jest mi potrzebny by być Camp Counselor. 

Głównym założeniem jest nauczenie dzieciaków czegoś wartościowego: czy to aktywności sportowe, czy muzyczne. Zazwyczaj mile widziane jest coś kreatywnego. Z tym mam problem, bo nie jestem atletyczną osobą, także zostaję mi tylko muzyka i kreatywne zabawy :) 

Praca trwa co najmniej 10 tygodni z możliwością przedłużenia. Oczywiście dostajemy za to odpowiednią sumę pieniędzy. W zależności od wykonywanej pracy od 800$ do 1200$. 

By wyjechać jako Opiekun Kolonijny trzeba mieć angielski na poziomie C1 podczas gdy jako Support Stuff na B1, czyli po prostu trzeba umieć mówić i się dogadać. 

Jak wygląda proces rekrutacji? 

  1. Rejestrujemy się na stronie, wypełniamy nasze dane i umawiamy się na wstępna rozmowę z naszą przydzieloną konsultantką (czekałam około 2-3 tygodni na kontakt, jeśli nie dzwonią długą, proponuje o sobie przypomnieć) 
  2. Umawiamy się na rozmowę przez Skype, gdzie następuje weryfikacja naszego angielskiego ( dosłownie parę pytań: jak się masz, co dziś robiłaś, co chcesz robić w życiu.. Bałam się a to nic strasznego, wierzcie mi ) i krótka rozmowa odnoście programu: możemy zadać wszelkie pytania. 
  3. Dostajemy umowę, którą trzeba dokładnie przeczytać, wydrukować w dwóch egzemplarzach i wysłać do siedziby firmy
  4. Przelewamy (wedle regulaminu) pierwszą ratę, wynoszącą 600 zł, po czym zaczynamy dokładnie uzupełniać naszą aplikację (opowiadamy o sobie, o naszych zdolnościach, których moglibyśmy uczyć, o naszej rodzinie i stosunku jaki mamy z nimi, o doświadczeniu w pracy, motywacji w zyciu, dlaczego chcemy dostać się akurat do pracy jako Camp Counselor) 
  5. Nagrywamy krótki 2-3 minutowy filmik na nasz temat, gdzie MUSIMY mówić po angielsku i prezentujemy siebie. Ja zdecydowałam się zrobić prosty, niezbyt fenomenalny i koślawie zmontowany filmik, ale przekazałam to co chciałam i to się liczy! 
  6. Umawiamy się na kolejną rozmowę przez Skype, tym razem o naszych zdolnościach i preferencjach. Konsultantka zada nam trochę pytań o nasze doświadczenie, odbyte kursy, certyfikaty, staże, praktyki.. To wszystko trzeba tam powiedzieć
  7. I dalej uzupełniamy aplikację o nowe dokumenty: zaświadczenie o niekaralności, formularz medyczny z którym musimy iść do lekarza by nam wypełnił oraz ksero paszportu, dokumenty potwierdzające naszą znajomość angielskiego i jeśli to potrzebne dokumenty poświadczające że studiujemy (ja nie potrzebuje tego akurat) 
  8. Prosimy by ktoś z naszych nauczycieli, wykładowców, pracodawców wystawił opinię/ referencję. Jest to krótki formularz z paroma pytania na nasz temat. 
  9. Zgromadzoną stertę dokumentów dodajemy do naszej aplikacji online i teoretycznie czekamy aż pracodawca się nami zainteresuje i dostaniemy zatrudnienie. Może to potrwać nawet do Maja, także trzeba (yh muszę!) być cierpliwym. 
  10. Gdy już jest pewne, że jedziemy, wpłacamy resztę kwoty i tak naprawdę zaczynamy bawić się z procedurami wizowymi: Camp Leaders umawia nas na spotkanie w konsulacie, idziemy, rozmawiamy, zostawiamy paszport gdzie dają (lub nie) nam wizę. W 99% uczestników dostaję wizę bez problemu jako, że jest to wiza dla studentów i ludzi na wymiany kulturowe i programy takie jak te. (W przyszłości pewnie zrobię coś osobnego o tym) 
  11. Odbywamy szkolenie przed wylotem, gdzie dostajemy bilety i potrzebne informacje. I cóż.. LECIMY

Opłaty: 

Program kosztuje w sumie 1880 zł: 

  • rata 1: 600 zł na początku po podpisaniu umowy (w razie nie dostania się, kwota jest oddawana) 
  • rata 2: 1280 zł (po znalezieniu pracodawcy, gdy jest to już pewne) 
W kosztach zawarte są bilety lotnicze, ubezpieczenie na 90 dni, zakwaterowanie i wyżywienie podczas Campu na którym będziemy pracować. 

Dodatkowo do tego trzeba niestety doliczyć koszty wizy: ok. 160$ (+/- 600 zł) i oczywiście kosztów pobocznych jak: przesyłka, zaświadczenie o niekaralności (30zł) i takie różne "pierdoły". 


Cały wyjazd wyniesie w granicach: 3500-4000 tys w zależności ile $$ chcesz ze sobą zabrać. Myślę jednak, że jak na Stany Zjednoczone nie jest to dużo, biorąc pod uwagę świadczenia jakie mamy w tym zawarte, czyli zakwaterowanie i wyżywanie wraz z biletami lotniczymi. Ciężko jest znaleźć bilety w dwie strony za 4000 tys. także duży plus. 


Jestem na razie na zakończonym, prawie procesie rekrutacji: muszę tylko wypełnić Formularz Medyczny i załatwić zaświadczenie o niekaralności wraz z kserem wszystkich paszportów, świadectw i tak dalej.. 

Jeśli ktoś z Was jest czegoś ciekaw o czy nie powiedziałam, piszcie śmiało. Podejrzewam, że większa część nie wiedziała, że coś takiego istnieje. Ja tez nie do tamtego roku :) 

Kiedy się dowiedziałam, wiedziałam, że po skończeniu 18 lat pierwszy poważny, transatlantycki wyjazd odbędzie się szybciej niż myślą moi znajomi :) 

Dlaczego zdecydowałam się to napisać akurat? Być może jest ktoś kto jeszcze nie wie wszystkiego, nie jest pewny jak się to odbywa i się zastanawia. Ja też nadal nie jestem ekspertem.. Jedno mogę Wam powiedzieć: Jeśli ma się marzenia, trzeba je spełniać! Nie ukrywam, potrzeba również odwagi by samemu polecieć do Stanów nie znając nikogo, ale cóż.. DO ODWAŻNYCH ŚWIAT NALEŻY! 

Dajcie znać czy chcecie w przyszłości więcej postów z serii American Dream :) 

-M