Johna Greena chyba przedstawiać nie trzeba: autor słynnej powieści młodzieżowej "Gwiazd naszych wina" napisał już sporą ilość książek o podobnej lecz z drugiej strony, zupełnie innej tematyce.
Dzisiaj (w końcu!) zmierzyłam się z ekranizacją jego książki pt. "Papierowe miasta".
Film opowiada historię przyjaźni (tak naprawdę miłości, ale o tym będzie dalej) Młody chłopiec od pierwszego wejrzenia zakochuje się w swojej nowej sąsiadce. Dzieciaki są w podobnym wieku wiec szybko się zaprzyjaźniają i spędzają razem czas. Quentin jest dość spokojny, nie chce ładować się w kłopoty. Margo natomiast jest zagadką: lubi tajemnice i sama się nią staje. Ich drogi rozchodzą się po jakimś czasie i w liceum już prawie ze sobą nie rozmawiają. Aż do pewnego czasu.
Gdy Margo "odchodzi" chłopak chcąc ją odnaleźć rusza tropem zostawionych przez nią wskazówek. Wraz z przyjaciółmi jedzie tysiące kilometrów by ją odnaleźć i wyznać co czuje. Przy okazji dochodzi do bardzo ważnych wniosków, powiedziałabym, że nawet życiowych.
Od bardzo dawna chciałam obejrzeć ten film, ale jakoś nie było mi po drodze. A to nie miałam czasu a to coś tam i odwlekałam to w czasie jak najdłużej się dało. Teraz gdy już jest on za mną, żałuje, że nie obejrzałam go wcześniej, ale z drugiej strony wiem, że nic szczególnego nie straciłam.
Historia ta może wydawać się typowym "love story" jednakże wcale nim nie jest. Quentin owszem, jest zakochany w Margo, ale ich relacje są zupełnie inne niż byśmy się tego spodziewali po opisie filmu.
Duży plus wędruje za utrzymaną zagadkę do ostatnich minut filmu i świetne (moim zdaniem) zakończenie. Było nieprzewidywalnie, odrobinę tajemniczo lecz także lekko i przyjemnie.
"Reasumując: "Papierowe Miasta" wcale nie są historią miłosną powszechnie znaną z wielu podobnych filmów: owszem cała podróż jest napędzana miłością, lecz koniec końców jest to przede wszystkim historia dorastania i poznawania siebie. Margo nie wiedziała kim jest i dlatego zdecydowała się wyruszyć w podróż. Prawdą jest to, że w czasami nie wiemy kim jesteśmy, a przynajmniej nie jesteśmy tego pewni całkowicie. Musimy spojrzeć na świat z innej perspektywy, dać się ponieść młodości, pojechać bez konkretnego celu w nieznane, wsiąść do złego pociągu albo autobusu i czerpać przyjemność z podróży i wspomnień jakie nam z tego pozostaną.
Film ten jest mi bliski ponieważ kieruję się podobnymi wartościami: podróżuje, bawię się, zdobywam doświadczenie życiowe i tworzę swoją własną, indywidualną historię.
Takie powinno być życie: jedną wielką zagadką.
Od bardzo dawna chciałam obejrzeć ten film, ale jakoś nie było mi po drodze. A to nie miałam czasu a to coś tam i odwlekałam to w czasie jak najdłużej się dało. Teraz gdy już jest on za mną, żałuje, że nie obejrzałam go wcześniej, ale z drugiej strony wiem, że nic szczególnego nie straciłam.
Historia ta może wydawać się typowym "love story" jednakże wcale nim nie jest. Quentin owszem, jest zakochany w Margo, ale ich relacje są zupełnie inne niż byśmy się tego spodziewali po opisie filmu.
Duży plus wędruje za utrzymaną zagadkę do ostatnich minut filmu i świetne (moim zdaniem) zakończenie. Było nieprzewidywalnie, odrobinę tajemniczo lecz także lekko i przyjemnie.
"Reasumując: "Papierowe Miasta" wcale nie są historią miłosną powszechnie znaną z wielu podobnych filmów: owszem cała podróż jest napędzana miłością, lecz koniec końców jest to przede wszystkim historia dorastania i poznawania siebie. Margo nie wiedziała kim jest i dlatego zdecydowała się wyruszyć w podróż. Prawdą jest to, że w czasami nie wiemy kim jesteśmy, a przynajmniej nie jesteśmy tego pewni całkowicie. Musimy spojrzeć na świat z innej perspektywy, dać się ponieść młodości, pojechać bez konkretnego celu w nieznane, wsiąść do złego pociągu albo autobusu i czerpać przyjemność z podróży i wspomnień jakie nam z tego pozostaną.
Film ten jest mi bliski ponieważ kieruję się podobnymi wartościami: podróżuje, bawię się, zdobywam doświadczenie życiowe i tworzę swoją własną, indywidualną historię.
Takie powinno być życie: jedną wielką zagadką.
"Papierowe Miasta" 7/10
-M